RADIO

KIAK

Diecezja Bielsko-Żywiecka

Jeleśnia

Pogrzeb śp. Marii Kani – Homilia Ks. Asystenta Tadeusza Borutki

Akcja Katolicka logo

5 styczna 2022 r. Meszna – pogrzeb  śp. Marii Kani

1 J 3, 11-21;  J 1, 43-51

Czcigodny Księże Proboszczu, droga rodzino zmarłej śp. Marii, krewni i sąsiedzi! Drodzy parafianie, a przede wszystkim członkowie Parafialnego Oddziału Akcji Katolickiej i Diecezjalnego Instytutu na czele z panem prezesem Andrzejem Kamińskim oraz przybyli goście. Modlitwą ogarniamy zmarłą Marię, a także zmarłego przed pięciu laty jej męża, a czynimy to w tym kościele, który śp.  Maria wyjątkowo lubiła i przez lata, właśnie tutaj była obecna w dni powszednie, w niedziele i święta – i to do końca swojego życia, z wyjątkiem oczywiście tych dni, kiedy leżała w szpitalu. Nie możemy zapomnieć też o modlitwie za śp. ks. Józefa Szafarczyka, wieloletniego tutejszego proboszcza, którego bliską współpracownicą była śp. Maria.

Św. Jan Apostoł przed chwilą powiedział nam, że „taka bowiem jest wola Boża, którą objawiono nam od początku, abyśmy się wzajemnie miłowali”  (1 J 3, 12). Ten kto miłuje swoich braci przeszedł ze śmierci do życia, zaś ten kto nie miłuje, trwa w śmierci. Po tym poznaliśmy miłość, że Jezus Chrystus, stał się człowiekiem i przyszedł na ziemię. Kierując się miłością ku nam wyszedł ze swego oddalenia, ze swej niedostępności i stał się nam bardzo bliski. Ofiaruje się nam jako bezbronne Dziecko.

Jakże pięknie mówił w Boże Narodzenie w 2006 roku papież Benedykt XVI, że „znakiem miłującego Boga jest prostota.  Znakiem Boga jest to, że On dla nas staje się mały. To jest Jego sposób panowania. On nie przychodzi z zewnętrzną mocą i przepychem. Przychodzi jako dziecko — bezbronne i potrzebujące naszej pomocy.  On nas prosi o miłość! Nie pragnie od nas niczego innego jak tylko naszej miłości, dzięki której spontanicznie uczymy się zgłębiać Jego pragnienia, Jego myśli i Jego wolę”.

Bóg stał się mały, abyśmy mogli Go zrozumieć, przyjąć Go i kochać. Ukrywa się w Dziecięciu, ponieważ pragnie,  abyśmy mieli łatwiejszy przystęp do Niego. Wyciąga do nas swoje boskie ręce, bo pragnie, abyśmy przyszli do Niego, abyśmy w Niego uwierzyli, abyśmy Mu zaufali.  Nie zapominajmy, że On kocha także tych, którzy oddalili się od Niego lub o Nim zapomnieli: jest cierpliwy i wciąż czeka i nie zraża się naszym zobojętnieniem.

Człowiek, który zapomina o Bogu, traci nadzieję i staje się niezdolny do kochania swego bliźniego. Dlatego pilnie trzeba dawać świadectwo o obecności Boga, aby każdy mógł jej doświadczyć: chodzi o zbawienie ludzkości i o zbawienie każdego z nas. Każdy, kto zrozumie tę konieczność, będzie musiał zawołać wraz ze św. Pawłem: „Biada mi (…), gdybym nie głosił Ewangelii!” (1 Kor 9, 16).

Kiedy spotykam Jezusa, kiedy odkrywam, do jakiego stopnia jestem przez Boga kochany i przez Niego zbawiony, rodzi się w mnie nie tylko pragnienie, lecz potrzeba ukazywania Go innym. Ten, kto zbliżył się do Niego i doświadczył Jego miłości, natychmiast chce dzielić się z innymi pięknem tego spotkania i radością, rodzącą się z tej przyjaźni. Im lepiej znamy Chrystusa, tym bardziej pragniemy Go głosić. Im więcej z Nim rozmawiamy, tym bardziej pragniemy o Nim mówić. Im bardziej On przyciąga nas do siebie, tym bardziej chcemy prowadzić do Niego innych ludzi.

Jest rzeczą znamienną, że dla św. Jana tymi ludźmi, którzy uwierzyli Miłości Bożej objawionej w Chrystusie i dawali o Nim świadectwo w pierwszej kolejności byli  Apostołowie. W Ewangelii co dopiero odczytanej św. Jan mówi o sobie, o Andrzeju, Piotrze, Filipie i Natanaelu. Ta chwila była dla nich tak ważna i tak decydująca, że Jan ją doskonale zapamiętał: „Było to około godziny dziesiątej”. Równocześnie łączyło się z tym ich głębokie przekonanie, że tego rodzaju doświadczenie bliskości Chrystusa musi stać się udziałem również innych osób.

Prawie dwa tysiące lat po tych ewangelicznych  wydarzeniach powtórzyła się ta opowiedziana w Ewangelii historia w życiu śp. Marii. To ona dzięki wierze swoich rodziców, została włączona we wspólnotę Chrystusowego Kościoła.  Można powiedzieć, że  w czasie chrztu św. spotkała Chrystusa i z Nim pozostała aż do końca. On stał się jej Przyjacielem i Odkupicielem.

Można powiedzieć, że jako żona i matka trzech synów, nauczycielka w przedszkolach, katechetka dzieci i młodzieży,  gorliwa i oddana parafianka, współorganizatorka i prezeska Parafialnego Oddziału Akcji Katolickiej – twórczo uczestniczyła w budowaniu Chrystusowego Kościoła w swojej rodzinie, przedszkolach, w szkołach, w parafii, diecezji. Dzisiaj z wdzięcznością wspominamy te wszystkie jej czyny i dziękujemy Opatrzności Bożej, że postawił ją na naszej drodze życia, że dzięki jej wierze i dobroci mogliśmy bardziej doświadczyć i poznać Chrystusa i Jego Dobrą Nowinę.

Małżonkowie Maria i Jan Kaniowie prowadzili dom otwarty. Byli bardzo gościnni i serdeczni. W trudnych momentach życiowych wzajemnie się wspierali. Najbardziej było to widoczne w czasie choroby Marii (miała dwie operacje onkologiczne), kiedy mąż Jan troskliwie  opiekował się chorą żoną. Później podczas trzyletniej choroby Jana, Maria czuwała przy mężu. Razem uroczyście obchodzili jubileusz 50-lecia małżeństwa.

Była człowiekiem odpowiedzialnym, dlatego odpowiedzialnie przeżywała swoje życie i w takim duchu podejmowała różne dzieła. Potrafiła wiele od siebie wymagać, aby służyć innym. Była więc pracowita i wymagająca. Znamy jej dobre serce, pamiętamy jej wnikliwe oczy, jej dobre ręce otwarte w naszym kierunku, jej niezmęczone nogi gotowe do drogi z pomocą dla potrzebujących,  jej delikatny uśmiech,  jej mądre, a niekiedy stanowcze słowa oraz przyjazne gesty. Dzięki temu była nam tak bliska i szanowana. Była bardzo odpowiedzialna, dlatego starała się wnikliwie oceniać wszystkie sytuacje życiowe, cieszyć się z sukcesów i wyciągać wnioski z doznanych klęsk. Dobrze przeżyła swoje życie i dobrze przyjęła chorobę i śmierć. Dzisiaj możemy powiedzieć, że jej życie było na miarę świadectwa!

W tym wszystkim była człowiekiem głębokiej wiary. Wiara była obecna w jej codziennym życiu osobistym, rodzinnym, zawodowym i społecznym. Z wiarą łączyła nadzieję na życie wieczne. Wiara w Chrystusa i nadzieja pozwalały jej odnieść zwycięstwo nad samą sobą, nad tym wszystkim, co w niej było słabe i grzeszne, a zarazem  wiara i nadzieja prowadziły ją  do zwycięstwa nad grzechem.

Chrystus wyzwalał ją z lęków, które pojawiały się na wzburzonym morzu jej życia. To On pozwolił jej przetrwać najtrudniejsze chwile. Pamiętajmy, że lata jej dzieciństwa przypadły na czas okrutnej drugiej wojny światowej.  I pomyśleć, że w dniu jej wybuchu miała zaledwie dwa lata, gdy się kończyła liczyła już siedem lat. Całe jej dzieciństwo zostało naznaczone krzyżem wojny, lęku i strachu.

Dzisiaj mówi nam, że mocna wiara, z której rodzi się nadzieja, cnota tak bardzo dziś potrzebna, uwalnia człowieka od lęku i daje mu siłę duchową do przetrwania wszystkich burz życiowych. Już z drugiego brzegu życia mówi nam:  Zaufajcie Chrystusowi  do końca! On jedyny «ma słowa życia wiecznego» (por. J 6, 68). Chrystus nie zawodzi!

Dzisiaj ta wdzięczna pamięć o niej staje się dla nas wielkim zobowiązaniem, aby zaufać dobremu Bogu, aby Mu zawierzyć swoje życie, aby w Nim pokładać nadzieję. Z wdzięcznością za jej dobre serce i wyświadczoną nam pomoc, wspierajmy ją poprzez swoje modlitwy i ofiarowane Msze św., prosząc miłosiernego Boga o wieczną radość dla niej. Niech ta radość jak najszybciej stanie się jej udziałem.

W tym pięknym okresie bożonarodzeniowym prośmy Pana dla śp. Marii o łaskę wiecznego wpatrywania się i adorowania Jego Boskiego Oblicza w niebie.  A dla nas żyjących  o umocnienie naszej wiary, byśmy postępując za Chrystusem, doszli do obiecanej nagrody wiecznej chwały. Amen!

Copyright © 2025 Akcja Katolicka Diecezji Bielsko-Żywieckiej