„Przenikasz i znasz mnie, Panie” – Kościół powtarza dziś w liturgii słowa psalmu podczas uroczystości pamiątki narodzenia Jana Chrzciciela, syna Zachariasza i Elżbiety, którego Bóg powołał „w łonie matki”, aby przed przyjściem Chrystusa głosił „chrzest nawrócenia” nad Jordanem i przygotowywał przybycie Jego Syna.
Ewangelista św. Łukasz podaje, że Jan urodził się w Ain Karim, miasteczku leżącym tuż obok Jerozolimy. Okoliczności towarzyszące jego narodzeniu były tak niezwykłe, że od początku zadawano sobie pytanie: „Kimże będzie to dziecię” (Łk 1, 66). Dla rodziców, sąsiadów i krewnych jego narodziny były znakiem od Boga, widzieli w tym „rękę Pańską”. Nadano mu imię „Jan”, co znaczy „Bóg jest łaskawy”.
Tak wyrażono przepowiednię, że nowo narodzony chłopiec będzie zwiastunem Bożego planu zbawienia. Istotnie, stał się „głosem wołającego na pustyni” (Mt 3, 3), który nad Jordanem wzywał do nawrócenia oraz pokuty i przygotowywał drogę Jezusowi. Chrystus sam powiedział, że „wśród narodzonych z niewiasty nie było większego od Jana Chrzciciela” (Mt 11, 11). Dlatego Kościół od początku otaczał szczególną czcią Bożego Zwiastuna, czego wyrazem jest dzisiejsze święto.
Człowiek, zgodnie z wolą Boga, został stworzony na Jego obraz i podobieństwo, jako istota rozumna i wolna. Prawda ta, tak często w naszych czasach pomijana lub odrzucana, dochodzi do głosu w dzisiejszej liturgii, w której Kościół modli się do Boga Stwórcy: „Przenikasz i znasz mnie, Panie (…). To Ty ukształtowałeś moje sumienie, przygarnąłeś mnie już w łonie matki! Będę Cię sławić, bo dokonujesz potężnych cudów” (Ps 139[138], 1, 13-14).
Szczegóły, o których mówi dzisiejsza Ewangelia w związku z narodzeniem św. Jana, utwierdzają nas w przeświadczeniu, że Bóg zna każdą kobietę i mężczyznę po imieniu. Bóg wie o każdym małżeństwie i ich dziecku, które będzie lub już zostało poczęte. Dla Boga nie ma nic nieznanego, nawet gdyby to była tak mała mieścina jak Ain Karim dwadzieścia wieków temu.
Bóg już „w łonie matki” powołał Jana, aby stał się „głosem wołającego na pustyni” i gotował drogę Jego Synowi. Podobnie Bóg „położył swoją dłoń” na każdym z nas. Zawsze, gdy otwieramy się na Boże wezwanie, stajemy się jak Jan zwiastunami Boga wśród ludzi.
Tak się pięknie składa, że w dniu naszego dorocznego rajdu znajdujemy się w Grodźcu w miejscu naznaczonym obecnością św. Melchiora. Wprawdzie urodził się w Cieszynie w 1582 r., ale pochodził z szlacheckiej rodziny herbu Radwan, która osiedliła się w tutejszym zamku i odgrywała na Śląsku oraz Morawach znaczną rolę. Dziadek i stryj Melchiora pełnili urząd kasztelana cieszyńskiego, drugi stryj, Jan, był biskupem diecezji w Ołomuńcu, a trzeci stryj, Wacław – dziekanem kolegiaty w Brnie.
Melchior podjął naukę w Wiedniu, a po zakończeniu studiów w 1603 r. wstąpił do Towarzystwa Jezusowego w Brnie. W 1614 r. został wyświęcony na kapłana tego zakonu i pracował w Pradze, Koszycach, gdzie służył jako kapelan wojskom polskim i czeskim. W Koszycach razem z nim działali w tym czasie: Stefan Pongracz, jezuita z Węgier, oraz Marek Kriż, kanonik ze Strzygomia. Jak wiemy zostali oni tam właśnie torturowani i zamordowani 7 września 1619 r. Pogrzebano ich w okolicach Koszyc, skąd w 1636 r. przeniesiono do Trnawy.
Cienie męczenników koszyckich istotnie ciężko i głęboko zapadły w serca nie tylko ludności Słowacji, Moraw, Węgier i Śląska, która przypisywała im liczne cuda i łaski, ale także innych narodów Europy, o czym świadczy fakt, że już w 1628 r. rozpoczął się ich proces beatyfikacyjny. Uroczystość beatyfikacyjna odbyła się 15 stycznia 1905 roku, a dokonał tego aktu papież Pius X. Zaś 90 lat później Jan Paweł II, 2 lipca 1995 roku w słowackich Koszycach dokonał aktu kanonizacji.
Mówił papież wówczas: „Dzisiaj wspominamy z wdzięcznością i podziwem tych trzech odważnych świadków Ewangelii. W godzinie próby wytrwali oni w obliczu pokus i tortur i woleli raczej umrzeć niż zaprzeć się wiary i wierności Chrystusowi i Kościołowi. To ich najwyższe świadectwo jaśnieje przed nami jako świetlany przykład ewangelicznej wytrwałości, który powinniśmy mieć przed oczyma, gdy stajemy wobec trudnych i ryzykownych wyborów, jakich nie brak także dzisiaj”.
To ich świadectwo, Umiłowani Bracia i Siostry, na zawsze powinno pozostać dla nas wzorem i natchnieniem do chrześcijańskiego życia, a więc życia w tym, co tak mocno charakteryzowało i wyróżniało życie św. Melchiora i Jego Towarzyszy. Ich przykład i wstawiennictwo zawsze winny nas mobilizować, abyśmy nie cofali się w obliczu trudności, jakie stawia przed nami wierność wymogom wiary. Niech pamięć o św. Melchiorze Grodzieckim i jego Towarzyszy zachęca nas do mężnego dawania świadectwa Chrystusowi i Jego Ewangelii, bez jakiegokolwiek kompromisu z duchem współczesnego świata.
Tego chce od nas Chrystus: byśmy byli mocni i odważni, wytrwali na tej drodze życia, byśmy byli wpatrzeni w dobro, ożywieni wiarą i miłością, byśmy byli zdolni oprzeć się egoizmowi, nienawiści i zwątpieniu. Autentyczny chrześcijanin wierzy w siłę życia, jest pełen nadziei i wie, że Bóg wzywa go w Chrystusie, aby całkowicie zrealizował siebie, aż do osiągnięcia życia wiecznego. Jest to możliwe pod warunkiem, że będzie żył dla Boga i stanie się bezinteresownym darem dla bliźnich, że weźmie swój krzyż i pójdzie za Jezusem, że pozostanie wierny Jego Krzyżowi.
Weźmy sobie świętego Melchiora Grodzieckiego za wzór, za przewodnika w chwilach decyzji o charakterze moralnym. To o nim podczas kanonizacji Męczenników Koszyckich powiedział bł. Jan Paweł II, że jest „świetlanym przykładem ewangelicznej wytrwałości, który powinniśmy mieć przed oczyma, kiedy stajemy wobec trudnych i ryzykownych wyborów, jakich nie brak także dzisiaj”. Powierzajmy się św. Janowi Chrzcicielowi i św. Melchiorowi, prośmy aby wskazywali nam drogę do świętości. Niech nas wspiera Królowa Wszystkich Świętych. Niech sprawi, aby nasze życie, tak jak dzisiejszy rajd, koncentrowało się na Chrystusie i w Nim widziało swój cel. Amen.